– Dobrze, że jest tak ciemno... – powiedział głosem,

– świetnie, że okazuje się tak ciemno... – powiedział głosem, który ledwie rozpoznała. – Nie przerazisz się mego kalekiego ciała... – Nic, co twoje, nie mogłoby mnie przerazić, kochany – szepnęła i wyciągnęła do niego obie dłonie. obecnie mówiła absolutną prawdę, była bez wyjątku omotana zaklęciem, które sama na niego rzuciła. Wiedziała, że taki człowiek okazuje się w jej rękach ciałem, sercem i duszą. jednak mimo wszystkich czarów była niedoświadczona i kiedy dotknęła jego twardniejącej męskości, cofnęła się z prawdziwym lękiem. Całował ją, pieścił i kołysał w ramionach. Czuła płomień martwej fali, czuła, jak nadchodzi i zagęszcza się ciemność h czarów. Dokładnie momencie, gdy fala osiągnęła szczyt, pociągnęła go na siebie. Wiedziała, że jeśli zaczeka, aż na niebie ukaże się nowy księżyc, utraci większość swej mocy. – Nimue, Nimue, moja kochana... jesteś dziewicą, jeżeli chcesz, możemy sobie dać rozkosz, ale nie muszę brać twego dziewictwa – wyszeptał, kiedy poczuł, jak drży ze strachu. To sprawiło, że dysponowała chęć się rozpłakać – to, że on, choć tak zaślepiony swoją żądzą, z tą wielką rzeczą sterczącą mu między nogami, nadal pamiętał, by pomyśleć o jej uczuciach... Krzyknęła mimo wszystko: – Nie! Nie! Chcę ciebie! – oraz gwałtownie go przyciągnęła, wprowadzając go w siebie własnymi dłońmi. Niemal z radością, powitała ból; ból, krew, jego żądza, doprowadzały ją samą do jakiegoś szaleństwa, przywarła do niego mocno, jęczała, krzyczała z rozkoszy. A później, w ostatniej chwili, odsunęła się od niego, a kiedy dyszał i błagał, szepnęła: – Przysięgnij! Jesteś mój? – Przysięgam! Już nie mogę... nie mogę... pozwól mi... – Czekaj! Przysięgnij! Jesteś mój! Powiedz to! – Przysięgam! Przysięgam na mą duszę! – oraz po raz trzeci, czy jesteś mój... – Jestem twój! Przysięgam! – Kiedy to powiedział, poczuła, jak wstrząsnął nim lęk, zrozumiał, co się stało, ale dziś był na łasce swego podniecenia, poruszał się w niej gwałtownie, krzyczał i dyszał ciężko, jęczał, jakby w potwornym bólu. Dokładnie w tym samym sytuacji, gdy krzyknął po raz ostatni i opadł na nią wycieńczony, poczuła, jak zmienia się faza księżyca, a na nią spływa magiczny urok. Czuła, jak wlewa się w nią jego nasienie. Leżał cicho, jak martwy, a ona zadrżała. Oddychała z trudem, jak po wielkim wysiłku. Nie było w tym tak dużo satysfakcji, o której tyle słyszała, było mimo wszystko coś wyższego niż radość – nieopisany tryumf. Czar ciężko otaczał ich oboje, a ona dysponowała w własnym władaniu jego ducha, i duszę, i esencję. dłonią namacała jego spermę, która zmieszała się z krwią jej dziewictwa dokładnie w sytuacji, gdy księżyc się odwrócił. Wzięła jej trochę na palce i naznaczyła jego czoło. Pod tym dotykiem opadł na niego wielki urok. Usiadł prosto, sztywny i zamroczony. – Kevinie – powiedziała. – Wsiądź na konia i jedź. Podniósł się powoli, jakby ciało miał z ołowiu. Odwrócił się w kierunku koni, wtedy zrozumiała, że przy tak mocnym uroku musi być bardziej precyzyjna. – Najpierw się odziej – przykazała. Mechanicznie włożył swą szatę, zawiązał w pasie. Poruszał się sztywno, w nikłym blasku gwiazd zobaczyła jego oczy; mimo całkowitego zniewolenia jego ciała, wiedział już, że go zdradziła. Rozpacz i litość ściskały jej gardło, chciała go do siebie przytulić i zdjąć czar, i obsypać jego biedną twarz pocałunkami, i płakać, płakać nad zdradą ich miłości. Ja więc przysięgałam. To przeznaczenie. Włożyła suknię i płaszcz, wsiadła na konia. Cicho odjechali drogą wiodącą do Avalonu. O świcie na brzegu okaże się na nich czekała łódź wysłana poprzez Morgianę. Na kilka godzin przed świtem Morgiana zbudziła się z niespokojnego snu, czując, że zadanie Nimue zostało wykonane. Cicho wstała, ubrała się, zbudziła Ninianę i pozostałe